Husky w samolocie, czyli długie trzynaście godzin

Jinx w podróży 

Kiedy podjęliśmy decyzję o zamieszkaniu w Stanach, nawet przez chwilę nie wahaliśmy się 
czy zabieramy Jinx. To było oczywiste, jest członkiem rodziny - jedzie z nami!
Największym wyzwaniem okazało się przygotowanie jej do podróży. 



Zaczęliśmy szukać informacji na temat transportu lotniczego zwierząt oraz koniecznych badań i szczepień. W Internecie nie brakuje informacji na ten temat. Przede wszystkim warto zajrzeć na stronę IATA, czyli Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Lotniczych. Znajdziecie tam informacje odnośnie tego jak przygotować zwierzaka do transportu, jak odpowiednio go wymierzyć przed zakupem transportera, informacje o regulacjach linii lotniczych, czy krajów docelowyh (szczegóły). 

Przygotowania Jinx do podróży rozpoczęliśmy oczywiście od kupienia transportera. Był to Gulliver IATA 7 firmy ZOLUX, o ile dobrze pamiętam największy jaki oferowali.

transporter, Gulliver, pies, USAtransporter, Gulliver, pies, USA
Transporter Gulliver, (fot. MAK)

Choć Jinx dużo nie waży (książkowe 22 kg miłości), zaważyły jej wysokość i długość.
Bardzo istotne jest bowiem to, by podróżujący zwierzak mógł stać na wyprostowanych łapach i swobodnie się obracać. Transporter nie powinien mieć również na stałe przymocowanych kółek. Powinien być skonstruowany z trwałego tworzywa, oraz zapewniać dobrą wentylację. Na czas podróży należy umieścić w nim matę chłonną. Nam nie udało się znaleźć jednej dużej maty, więc kupiliśmy opakowanie zawierające kilkanaście sztuk. Większość z nich ułożyliśmy w transporterze.  

Transporter w domu, czyli taka nowa skrzynka na jedzenie

Tak oto transporter pojawił się w domu, jednak Jinx w ogóle nie była nim zainteresowana, a tym bardziej wchodzeniem do środka. Bała się metalowych drzwiczek, górnej części transportera oraz uginającej się plastykowej podłogi.

Zdjęliśmy drzwiczki, górną część, wyścieliliśmy wnętrze jej ulubionym kocykiem . . . tak właśnie rozpoczęła się przygoda Jinx ze skrzynką na jedzenie :)

Ciekawość silniejsza, niż strach (fot. MAK)

Wchodziła do niego wyłącznie za najlepsze części ugotowanego kurczaka. Wchodziła i wychodziła, nie było mowy, żeby choć chwilę poleżała. 
Kolejnym etapem było używanie komend “zostań”, “siad”, “leżeć”.

(fot. MAK)

Tak przyzwyczajała się do pozostawania wewnątrz, wiadomo po wykonaniu komendy prawie zawsze była nagroda w postaci smakowitego kawałka kurczaczka :) Skutkowało, do tego stopnia, że zaglądała i wchodziła do transportera jak nie było nas w pobliżu, sprawdzając czy podrzuciliśmy jej coś smakowitego do środka.

Husky w USA, transport psa do USA transporter, pies w USA, transport psa do USA
(fot. MAK)

Stwierdziliśmy wówczas, że to najlepszy moment na założenie drzwiczek, jednak Jinx nadal się ich obawiała . . . cóż, nic nie poradzimy, musi się przyzwyczaić. 

Serce się kraje, gdy widzisz te opuszczone uszy i smutne oczy, gdy zamykasz ją w transporterze.

transporter, Gulliver, IATA, pies w samolocie
(fot. MAK)

Na dobę przed podróżą wyeliminowaliśmy jej jedzenie, podaliśmy również tabletki na odrobaczenie. Odwiedziliśmy powiatowego lekarza weterynarii, ponieważ wymagane było zaświadczenie o ogólnym stanie zdrowia psa. Wydanie takiego zaświadczenia jest odpłatne. Pamiętać należy także o aktualnym szczepieniu przeciwko wściekliźnie (Jinx szczepienie miała ważne do 11.04.2018 r.), paszporcie i mikroczipie.

Przygoda z lotniskiem

Jinx była niesamowicie zainteresowana nowym miejscem. Mnóstwo zapachów, ludzi, inne podróżujące pieski i piękny owczarek służby celnej. Wydawała się być spokojna i niezestresowana. Nie zauważyliśmy by jakoś specjalnie przeszkadzały jej startujące samoloty. 
Kupiliśmy dla niej bilet (wcześniej możliwa była wyłącznie rezerwacja) i na godzinę przed odlotem przekazaliśmy ją obsłudze lotniska, tam gdzie nadaje się bagaż specjalny. 
Musieliśmy zdjąć jej szelki, gdyż w ataku paniki mogłaby się zaczepić o trasporter. Nie mogła mieć też żadnych zabawek, bo nie było wiadomo jak reagowałaby w stresującej sytuacji. Z tego samego powodu zwierzakom nie podaje się żadnych substancji psychoaktywnych. Oczywiście przed oddaniem były jeszcze dwa jednogodzinne spacery. 

Podaliśmy również wodę, by obsługa lotniska mogła ją napoić podczas przesiadki.

Jinx podróżowała w specjalnie wydzielonej strefie w luku bagażowym samolotu. Są tam utrzymywane odpowiednie ciśnienie i temperatura. 
Do Bostonu lecieliśmy z Frankfurtu, a do Frankfurtu z Warszawy. W ramach ciekawostki nadmienię, że z Wrocławia nie było samolotu, który zmieściłby Jinx w transporterze. 

Mnie jej podróż bardzo stresowała . . . w końcu to długie trzynaście godzin, ona w klatce, w hałasie, do tego jeszcze bez nas w pobliżu. Na szczęście wszyscy jakoś przetrwaliśmy ten czas. 

Husky w Stanach, USA
Jinx smacznie śpi w nowym domu (fot. MAK)


Komentarze